niedziela, 15 listopada 2020

Devil's Choir

PIOSENKA INSPIRUJĄCA

 - ...talk, talk, talk... We don't have to dance... – tymi słowami zakończył ostatnią piosenkę, spoglądając na tłum ludzi stojący przed nim. – Dzięki Pomona! Trzymajcie się! – pożegnał się z uśmiechem i zszedł ze sceny w towarzystwie wiwatów i okrzyków.
      Gdy znalazł się na backstage'u, przybił tylko piątkę z ochroniarzem, na znak udanego występu i szybko ulotnił się z terenu festiwalu do swojego tour busa. Stawiając stopę na pierwszym schodku, upewnił się jeszcze, czy nikt za nim nie podąża, po czym wcisnął guzik zamykający drzwi. W czterech ścianach pojazdu nareszcie poczuł ulgę. Mógł chociaż na chwilę uwolnić się od krzyczących tłumów, które powoli zaczynały go drażnić.
      On także był człowiekiem i pragnął przez chwilę zaznać spokoju, odpocząć po kolejnym męczącym koncercie, lecz czego się spodziewał? Był znany, wzbudzał szacunek. To oczywiste, że każdy chciał zamienić z nim chociaż słowo. Nie chcąc sprawiać nikomu przykrości, nawet zmęczony i głodny, zatrzymywał się na chwilę, gdy ktoś do niego podszedł. Zawsze starał się być miły, ale różne sytuacje nieraz wyprowadzały go z równowagi. Wolał wtedy unikać spotkań z fanami, mimo, że wiedział, iż sprawia im zawód.
      Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego los sprowadził go na takie, a nie inne tory. Czy tego właśnie chciał? Oszałamiającej kariery i milionów fanów? Z jednej strony... TAK.
      Od dziecka marzył występować przed ludźmi. Chciał pokazać swoim wrogom, że jednak coś osiągnie, będzie kimś, że na nic zdały się nieustanne prześladowania i wyzwiska ze strony szkolnych rówieśników.
      A może chodziło o coś zupełnie innego? Może poprzez sławę i oszałamiającą karierę chciał zagłuszyć uczucie pustki i poczucie bezwartościowości, towarzyszące od niepamiętnych czasów?
      Nieustanne prześladowania odcisnęły piętno na jego psychice - nie raz, nie dwa myślał o sobie jak najgorzej, nieraz czuł, że upada a podnosić się było mu coraz trudniej.
      Samemu stawiał czoła swoim lękom i napadom bezgranicznej rozpaczy a nie miał odwagi komukolwiek powiedzieć, że nie radzi sobie sam ze sobą. Dlatego zdecydował się na kontrakt z wytwórnią. Liczył, że nowe życie wymaże demony z przeszłości.
      Jednak miało to swoją drugą stronę. Nieustanny pośpiech i życie na walizkach wpędzało go w nieustanny stres. Występował od rana, a przerwę między koncertami poświęcał na odpoczynek. Gdy jednak zdarzył się dzień wolny, był on zazwyczaj przeznaczany na pakowanie instrumentów i nagłośnienia oraz spędzanie czasu z przyjaciółmi z zespołu, którzy zmuszali go na wyjścia do klubów. To zrodziło kolejny problem, związany z alkoholem. To w nim ukrywał poczucie strachu, wyobcowania i depresji. Takie zachowanie wpływało praktycznie na każdą jego decyzję i ostatecznie sprawiało, że stracił wspomnienia ze swojego życia i był dla siebie kimś zupełnie obcym.
      Starał się to ukrywać, nawet przed samym sobą, lecz nie panował nad narastającym problemem. Niejednokrotnie występował pod wpływem alkoholu. To osłabiało jego koncentrację i bywał agresywny wobec fanów.
      Mimo wszystko, to dzięki nim osiągnął tak wiele, wspiął się na sam szczyt i spełnił jedno z wielu dziecięcych marzeń, lecz zaczynał mieć dość uciekania przed wrzeszczącym tłumem za każdym razem, gdy wysiadał z pokładu samolotu. Były to stresujące sytuacje, po których obawiał się spotkań na Meet&Greet. Nie chciał nawet przypominać sobie ostatniego koncertu, na którym prawie ściągnięto mu spodnie, gdy podszedł do barierek...
      Gdy wszystko ucichło, zdał sobie sprawę, że ostatni dzień letniego festiwalu Warped Tour dobiegł końca. Przed nim tylko pół godziny drogi do Los Angeles. Tylko trzydzieści minut dzieli go od zakończenia tego piekła.

-----------------------
      Wyciągając walizki z autobusowego bagażnika, zadzwonił po taksówkę. Miasto Aniołów wydawało się być mu zupełnie obcym miejscem, gdy pogrążało się w mroku. O tej porze nietrudno spotkać niebezpiecznych rabusiów, dlatego postanowił nie ruszać się z miejsca. Było mu wstyd, lecz musiał przyznać sam przed sobą - bał się.
      Napawał go strach nie tylko przed ciemnością, towarzyszący mu od najmłodszych lat, ale i o własne życie. Jako sławna i rozpoznawalna osoba miał powody do obaw. W każdej chwili ktoś mógł go napaść a nie miał przy sobie niczego, czym mógłby się obronić, dlatego poczuł ogromną ulgę, dostrzegając światło białych reflektorów.
      Dopiero, gdy dostarczono kolację do pokoju hotelowego, zdał sobie sprawę, jak bardzo doskwierał mu głód. W drodze powrotnej zbytnio przytłoczyło go zmęczenie, by zdawać sobie sprawę z potrzeby pożywienia. Ostatnimi czasy nie miał wiele czasu, by o to zadbać. Doszczętnie pochłonął go wir pracy, co niestety odbiło się na jego zdrowiu. Pojawiło się gorsze samopoczucie, wypadanie włosów i przemęczenie. Z coraz mniejszą ochotą skakał po scenie, ciszej śpiewał i częściej chodził poirytowany.
      Potrzebował przerwy i dobrze o tym wiedział, lecz miał w zanadrzu kilka tekstów na resztę albumu i już wkrótce zamierzał ponownie wejść do studia.
      A gdyby jednak zrobić sobie dłuższą przerwę? - pomyślał. Przecież nie miał nic do stracenia. Mógłby odwiedzić rodziców. Może to czas złożyć niezapowiedzianą wizytę?
Cincinnati...
      Nagle poczuł tęsknotę za rodzinnym miastem. Brakowało mu radosnego uśmiechu mamy i niedzielnych wypadów na mecze z ojcem. Do tej pory nie potrafił docenić tej małej rzeczy, jaką było spędzanie czasu z rodziną. Wielokrotnie budził się w nim buntownik, który najlepiej czuł się w samotności, a najbliższych traktował jak niepotrzebny balast. Teraz zdał sobie sprawę, jak był niemądry i zaślepiony własnym ego.
      Zapragnął przeprosić swoich rodziców za to, jaki miał do nich stosunek przez ostatnie lata. Było mu wstyd za swoje zachowanie, ale chciał to naprawić. Miał jeszcze szansę, tylko musiał wykorzystać ją właśnie teraz.
-----------------------
      Pozostawiając za sobą hotelowy apartament, wysiadł z taksówki przed budynkiem studia nagraniowego. Nie marzył o niczym innym, jak tylko znaleźć się w końcu w domu. Pragnienie to stało się tak silne, że zatracił zdolność racjonalnego myślenia. Nie przejmował się skutkami swojej decyzji, jak to wpłynie na jego karierę - na coś, co ciężko wypracował - i wytwórnię.
      Sięgając do klamki, ocknął się na chwilę. Nie był pewien, czy postępuje słusznie. Był rozdarty - z jednej strony chciał naprawić więzi rodzinne, a z drugiej nie chciał przerywać kariery, która dopiero co zaczęła nabierać tempa. Przecież tak ciężko na nią zapracował. Te wszystkie samotne noce spędzone w samochodzie miały pójść na marne?
      Z drugiej strony, czy tego właśnie chciał? Kolejnych morderczych prac w studiu, promocji płyty i kolejnych miesięcy spędzonych na walizkach? Czy byłby w stanie wytrzymać takie obciążenie?
      Postanowił wykorzystać moment, gdy kierowało nim zdecydowanie i determinacja, więc pewnym krokiem przekroczył wejście do studia, chcąc w ten sposób pozbyć się wszystkich ponownie nachodzących go wątpliwości.
- Zawieszam karierę ‒ obwieścił zaraz, gdy wszedł do pokoju Nickolsona. Kompozytor zupełnie nie podziewał się przybycia jednego ze swych muzycznych podopiecznych, dlatego na dźwięk głosu Andy'ego wypuścił z rąk bambusowe pałeczki. Miał zamiar zjeść coś w przerwie między wyjazdami z jednego studia, do drugiego. Universal Music Group przenosiło się do nowej wytwórni - nowocześniejszej, z większym metrażem. To zapewni lepszy komfort muzykom, jak i da miejsce nowo wschodzącym talentom.
- Słucham? ‒ zapytał, nie wiedząc, czy brać na poważnie słowa bruneta. Nie wyobrażał sobie powodu, dla którego Biersack miałby tymczasowo zrezygnować z kariery. Wszystko przecież było w porządku. Dlaczego tak nagle zmienił zdanie?
      Zakończył się festiwal promujący The Shadow Side, za dwa miesiące zaplanowane było nagrywanie utworów do kolejnego albumu. Co więc miało być powodem? Obawiał się, że młody Andrew działał zbyt pochopnie. - Jesteś tego pewien? - zapytał, chcąc skłonić Biersacka do refleksji i zasiać w nim ziarno wątpliwości. Co prawda, sprzedaż jego albumu nieco spadła, lecz wkrótce miały pojawić się przecież kolejne utwory, przynoszące ogromne zyski. Nie mógł pozwolić sobie na stratę tak obiecującego pracownika. - Zdajesz sobie sprawę, jak to wpłynie na twoją karierę? - zapytał, wyniośle patrząc na młodego wokalistę.
 - Jak jeszcze nigdy. To gdzie mam podpisać? - spojrzał na kompozytora, jakby rzucał mu wyzwanie. Blasco nie był mu dłużny i przez kilka długich minut wpatrywali się w siebie nawzajem. To powodowało chwile słabości bruneta, kilka razy chciał już odpuścić, lecz ponownie napływająca energia przywracała mu determinację. Po chwili Nicolson westchnął głośno i sięgnął do szuflady biurka.

      Niewyobrażalne szczęście wypełniło każdą komórkę jego ciała. Czuł się, jakby wyleczono go ze śmiertelnej choroby. Nareszcie był wolny, w końcu mógł odetchnąć pełną piersią - żadnych zmartwień związanych z płytą i koncertami przez najbliższe kilka miesięcy.
      Niedbale rzucił obuwie do szafki i niemal biegiem wkroczył do pokoju i rozpoczął poszukiwania swojej walizki. Zanim otworzył szafę, przejrzał jeszcze stronę internetową lotniska z najbliższymi wylotami do Cincinnati, rezerwując ostatni bilet.
      Podskoczył kilkakrotnie na walizce, próbując ścisnąć zapakowane rzeczy. Gdy kolejna próba zawiodła, zrezygnowany wyjął wszystkie ubrania i poukładał je od nowa. Tym razem poszło gładko i suwak płynne połączył ze sobą ząbki. Pomyślał wtedy, że mógł od razu poskładać wszystko od nowa, a nie wrzucać tak, jak leżało w szafie.
      Odstawił walizkę pod ścianę i poszedł do kuchni, by zaparzyć wodę na kawę. Z tej perspektywy następny dzień wydawał się być nowym, ekscytującym przeżyciem, które jednocześnie budziło w nim strach.
      Nie był pewien, czy nie działał zbyt spontanicznie. Jak zareagują rodzice na jego powrót? Czy wybaczą mu błąd? A co najważniejsze... Czy będzie w końcu gotów, by spotkać się z Chrisem? Minęło tyle lat a on nadal nie miał odwagi odwiedzić starego przyjaciela. 
Tyle pytań i wątpliwości szargało jego wnętrzem. Przez chwilę był gotów odwołać rezerwację, lecz wiedział, że klamka już zapadła. Nie mógł się wycofać. Nie teraz, kiedy sprawy zaszły tak daleko.
-----------------------
      Znienawidzony dźwięk budzika wyrwał go ze snu. Jęknął, przekręcając się w stronę dźwięku. Patrząc spod przymrużonych powiek na wyświetlacz, włączył dziesięciominutową drzemkę i ponownie odpłynął do krainy sennych marzeń. Otworzył oczy, gdy usłyszał szczekanie psa sąsiada. Musiał ujadać właśnie teraz, gdy próbował w końcu porządnie odpocząć? Wielokrotnie chciał pomówić z właścicielem zwierzęcia, by nie zakłócało ciszy nocnej, lecz często wyjeżdżał w trasę lub do studia i nie miał czasu myśleć o takiej błahostce.
      Usiadł na łóżku i spojrzał na zegarek, przecierając dłonią twarz. Rzucił się pędem do łazienki, gdy spostrzegł, że zaspał. W pośpiechu ubrał koszulkę i spodnie z szelkami, nie chcąc martwić się, że spadną podczas biegu.
      Ciągnąc za sobą walizkę, zbiegł po schodach i pospiesznie zasznurował buty. W tym czasie zastanawiał się, czym szybciej dotrze na lotnisko. Samochód musiałby zostawić na parkingu, a nie wiedział, ile czasu zostanie w Cincinnati, dlatego wybrał numer taksówki, gdy zamykał drzwi na klucz. Poprzedniego dnia zupełnie zapomniał o tym, by ją zarezerwować.
      Gdyby nie długie nogi, na pewno musiałby czekać kilka godzin na kolejny odlot. Zdążył w ostatniej chwili przejść przez odprawę, zanim ochroniarz zamknął bramki.
      Przed wejściem na pokład ponownie pokazał kartę i skierował się do autobusu, którym przejechał do samolotu. Po wejściu na pokład zajął swoje miejsce. Gdy wystartowali, przypomniał sobie, że nie zabrał dla siebie jedzenia, a czekała go czterogodzinna podróż.
      
      Po odebraniu walizki podszedł do automatu i wybrał drożdżówkę, która nie dość, że była droga, to i niezbyt duża. Fakt, zawsze mógł kupić coś na pokładzie samolotu, ale dwukrotnie wyższe, niż te w automacie, ceny zdecydowanie odpędziły ten pomysł. Poczuł ulgę dopiero, gdy upił łyk gorącej kawy. Z kubkiem w dłoni opuścił teren lotniska w Cincinnati.
      Zdjął okulary i schował je do kieszeni, gdy słońce schowało się za drobnymi obłokami. Zupełnie nie poznawał swego rodzinnego miasteczka. Jednorodzinne mieszkania, które kiedyś były jedynymi zabudowaniami, powoli ustępowały miejsca niewielkim blokom mieszkalnym, co skłoniło go do zastanowienia się, czy jego rodzice się przeprowadzili. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko to sprawdzić.
      Krocząc powoli, włączył nawigację w telefonie. Według niej mieszkanie rodziców było oddalone pół godziny drogi od lotniska. Podłączył słuchawki do niewielkiego urządzenia mobilnego i ruszył, zgodnie z mapą, lecz każdy kolejny krok budził w nim coraz większe obawy.
      Nie przewidział, że bateria rozładuje się tak szybko. Chciał przełączyć utwór na inny, gdy nagle ekran pociemniał i pokazał ikonkę pustej baterii. Przez to nie zapamiętał, ile drogi mu pozostało. Zaklął w myślach. Czy ciążyło nad nim fatum? Może tak naprawdę nie powinien wracać?
Co za bzdura - pomyślał. Powinien to zrobić już dawno temu.
      Słysząc nadjeżdżający pojazd, odwrócił się i machnął ręką, chcąc zwrócić uwagę kierowcy. Miał nadzieję, że człowiek okaże trochę serca i podwiezie go chociaż kawałek. Nie przywykł do przemierzania tak długich dystansów na piechotę. Po chwili czarny Jeep zatrzymał się obok niego.
      Młody mężczyzna o brązowych oczach i łagodnym uśmiechu, imieniem Ashley, doskonale wiedział, gdzie mieszkają państwo Biersack. Zdziwiło to Andy'ego. Nie pamiętał, by ktoś taki, jak on mieszkał w Cincinnati. Przez to poczuł się wyobcowany i nieprzyjemny chłód owiał jego ciało. Nie przypuszczał, że powrót do domu będzie tak trudny.
      Gdy dojechali na miejsce, wokalista opuścił pojazd i delikatnie zamknął drzwi. Oblał go zimny pot, gdy ujrzał białe drzwi z numerem czterdzieści i małą werandę. Każdy krok, mimo, że przybliżał go do celu, wydawał się być milową drogą po piekielnych czeluściach. Co i raz obraz zamazywał mu się przed oczami. Czuł się jak w gorączce, jakby kości opuściły jego wątłe ciało. Pot zalewał mu oczy, a drżąca dłoń nie pozwalała odnaleźć dzwonka do drzwi.
      Gdy w końcu go nacisnął, poczuł, że resztki sił powoli go opuszczają i niewiele brakowało, by upadł. Przytrzymał się barierki, lecz cofnął rękę, gdy usłyszał zbliżające się kroki. Serce zamarło w jego piersi, gdy po tylu latach znowu ją zobaczył. Zmieniła się przed ten czas - wyglądała na przemęczoną i zmartwioną, jej cera poszarzała i przyozdobiła się kilkoma zmarszczkami. Poczuł uścisk w sercu, gdy uświadomił sobie o konsekwencjach swojej decyzji. Chciał cofnąć czas, by jego ucieczka z domu nigdy nie miała miejsca. Nie mógł znieść myśli, jak bardzo Amy musiała się o niego zamartwiać. Patrzył jej głęboko w oczy, nie wiedząc, co zrobić. Miał wrażenie, że z każdą chwilą przepaść między mini kolosalnie się rozszerzała, dlatego rzucił się przed siebie - nic nie mówiąc, podszedł do matki i mocno objął ją ramionami. Po chwili usłyszał cichy szloch. To rozkruszyło jego zatwardziałe serce i również zaniósł się głośnym płaczem. Dlaczego postąpił tak lekkomyślnie?
- Przepraszam, mamo... – ledwo wychrypiał przez zaciśnięte gardło.
- Nic nie mów, Andy... – szepnęła, wplątując palce w długie włosy syna i przytuliła go mocniej. – Nic nie mów.
      Gorąca herbata i potrawa z kurczakiem obudziły w nim kolejną falę wspomnień. Powoli przypominały mu się czasy, gdy był jeszcze nastolatkiem. Jego kontakt z rodzicami był wtedy doskonały. Mógł powiedzieć im wszystko i wiedział, że nigdy go nie odtrącą. Pragnął, by to powróciło. Gdy poczuł dłoń na ramieniu, powrócił do rzeczywistości.
- A gdzie jest tata? – zapytał, lecz poczuł się dziwnie, wymawiając to słowo. Nie był pewien, czy po tym wszystkim mógł jeszcze nazwać tego człowieka swoim ojcem.
- Powinien już wrócić z pracy – po tych słowach, usłyszeli szczęk otwierających się drzwi. Przestraszony Andrew automatycznie zacisnął dłonie w pięści. Obawiał się spotkania z ojcem po tylu latach nieobecności.
-----------------------
- I wtedy skoczyłem tej ścianki na scenę. Wróciłem z połamanymi żebrami, ale ochroniarz, dosłownie, wyrwał mi mikrofon z ręki i siłą wyniósł na zewnątrz! - podekscytowany Andrew opowiadał rodzicom przygody, jakie go spotkały przez ostatnie kilka lat, gdy dawał koncerty w całej Ameryce. Gdy śmiał się razem z rodzicami, w końcu poczuł spokój a serce nareszcie doznało ulgi, jakby ktoś zdjął z niego część ciężaru. Właśnie tego mu brakowało. Rodziców. Żałował jedynie, że uświadomił to sobie tak późno.
- Mamo, a... - zaczerpnął haust powietrza, by przegonić niechciane obrazy - Co z Chrisem? - spojrzał niepewnie, obawiając się reakcji Amy. Znajome uczucie ponownie zaczęło go uciskać.
- Cierpliwie na ciebie czeka - uśmiechnęła się ciepło, obejmując delikatnie dłoń syna. 
     Zaraz po obiedzie, udał się na spoczynek do swojego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło - nadal ściany były oblepione plakatami ulubionych zespołów a sufit gwiazdkami. Obudziło się w nim nieznane dotąd uczucie. Czuł, że wszystko jest na swoim miejscu. Że ON jest we właściwym miejscu.
-----------------------
      Spokój. To jedyne, co mu towarzyszyło. Opuszczając niewielki lasek, znalazł się na polanie skąpanej we mgle. Ostrożnie stąpał po mokrej trawie, jakby w obawie, że może wywołać lawinę.
Miał wrażenie, że swoją obecnością zaburza panującą harmonię, jakby nie był proszonym gościem. Przez chwilę zawahał się i chciał zawrócić, lecz wziął się w garść. Po raz kolejny to się tak nie skończy. Czuł, że musi powrócić w to miejsce i zamknąć ostatni rozdział.
      Widząc znajomy krajobraz, na nowo wróciły wspomnienia z przeszłości. Już z nimi nie walczył, nie próbował ich powstrzymać. Pozwolił, by przejęły nad nim kontrolę, choć wiedział, że nie skończy się to dobrze. Zacisnął pięść, chcąc uspokoić przyspieszony oddech i drżenie ciała, lecz czuł, że było już za późno. Nie był w stanie powstrzymać silnych emocji, które wymykały się między jego palcami i nie mógł ich pochwycić. Poczuł uścisk w sercu i dreszcze przebiegły po jego plecach w chwili, gdy skóra zetknęła się z chłodną powierzchnią krzyża. Przykucnął, nie odrywając dłoni od metalu, i przyjrzał mu się bliżej. Brunatna rdza wyraźnie zaznaczała perspektywę upływającego czasu, co obudziło w nim wyrzuty sumienia. 
      Już dawno temu powinien tu przyjść, lecz nie był w stanie. Za każdym razem opuszczała go odwaga, gdy zbliżał się do polany i wszystko obracało go w szarość.
      Gdy pierwsza łza spłynęła po jego policzku, upadł na kolana, stykając się czołem z miedzianą tabliczką. Nie będąc w stanie tłumić w sobie narastających emocji, po chwili zaniósł się głośnym szlochem a ogromny żal rozdarł jego serce na dwie części. Tak bardzo chciał cofnąć czas do dnia, w którym po raz ostatni widział się z Chrisem. Nic wtedy nie wskazywało na nadchodzącą tragedię.
A może to on nie usłyszał niemych krzyków o pomoc?
      Mimo, że nie miał wpływu na decyzję swego przyjaciela, winił się za to, że niczego nie zrobił. Mógł spróbować mu pomóc oderwać się od cierpienia i poczucia bezradności, które nieustannie mu towarzyszyło. Czy byłby w stanie?
      Sam miewał chwile, gdy nie radził sobie sam ze sobą. Czy zdołałby pomóc drugiemu człowiekowi? Wraz z rozwojem kariery nie mógł ciągle siedzieć w domu i zapewniać Chrisowi wsparcia i obecności a na odległość to nie działało. Jeżeli to naprawdę było nieuniknione, starał się myśleć, że jego przyjaciel odnalazł wreszcie spokój. Może jeszcze spotkają się w kolejnym życiu.
      Potarł dłonie, by stłumić uczucie zimna, spowodowane chłodem metalu. Jego kolana były przemoczone i potęgowały chłód. Oderwał je od ziemi, wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i małą świecę w szklanym naczynku. Podpalił ją i po raz ostatni spojrzał na krzyż. Po tylu latach życia w poczuciu winy, w końcu czuł się wolny. Nareszcie pożegnał się ze swoim przyjacielem.
      Chcąc jeszcze wyciszyć dygoczące ciało, udał się do parku. Kontakt z naturą zawsze go uspokajał i pozwalał pozbyć się bałaganu z głowy. Zasiadł na ławeczce, dostrzegając kroczącego w jego stronę Ashley'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz