sobota, 22 października 2022

Youth & Whisky

PIOSENKA INSPIRUJĄCA

      Obudziły go ostre promienie słońca. Ścisnął powieki najmocniej, jak się dało, by ograniczyć dostęp rażącego światła, lecz niewiele to pomagało. Poruszył niespokojnie dłonią. Coś mu nie pasowało. Nie dość, że czuł wilgoć w powietrzu, to jeszcze miał wrażenie, że bije od niego ogromne ciepło.
     Uchylił powieki, stopniowo przyzwyczajając się do promieni słonecznych, lecz to, co zobaczył, od razu zerwało go na równe nogi. Wyciągnął ręce przed siebie, oglądając je. DLACZEGO JEGO CIAŁO PŁONĘŁO?!
     Rzucił się pędem przed siebie w poszukiwaniu wody, by ugasić ogień. Atak paniki przyćmił mu racjonalne myślenie, dlatego biegał we wszystkie strony, potykając się o liczne korzenie drzew. Gdy w końcu znalazł to, czego szukał, bez namysłu zanurzył dłonie w brunatnej cieczy, lecz zamiast poczuć ulgę, jego skóra zaczęła piekielnie piec i zamieniać się w popiół.
- Aaaaa! ‒ wrzasnął na całe gardło, płosząc przy tym stado ptaków, odpoczywające w koronach drzew ‒ Co do cholery?! 
     Wyjął szybko dłonie, które w kontakcie z powietrzem wysychały i na nowo pokrywały się skórą. Spojrzał na to oniemiały. Chcąc uspokoić oddech, zaczerpnął w płuca większą dawkę powietrza i wypuścił ją głośno. Uspokój się, stary. Na pewno jest jakieś wyjaśnienie... ‒ uspokajał się w myślach. 
     Już na spokojnie rozejrzał się dookoła, rejestrując śpiew ptaków, szum wodospadu i bogatą roślinność tropikalnego lasu. 
Właśnie! Wodospad...
     Podszedł do brunatnej cieczy, zanurzając kowbojki po kostki. Skórzane buty tworzyły barierę między wodą a jego skórą, więc nie czuł reakcji zachodzącej między nimi. Widział, jak płomień okalający jego ciało, gaśnie w kontakcie z wodą. Pochylił się ku tafli, by sprawdzić, czy jakieś organizmy były w stanie przeżyć w takich warunkach. Ku jego przeczuciu, nie dostrzegł nawet najdrobniejszej rybki. Wyczuwał tylko dziwny, charakterystyczny zapach, który kojarzył. Westchnął cicho i wyszedł na brzeg, osuszając buty w promieniach słońca. Trzeba się jakoś stąd wydostać...
     Odkrył, że za pomocą swojego umysłu jest w stanie wznosić się na skrzydłach, które przytwierdzone były na jego plecach. Postanowił je wykorzystać do rozejrzenia się po okolicy. Było pięknie, to musiał przyznać - drzewa we wszystkich kolorach, ogromne kaniony, srebrzyste groty. Dziwił go jedynie brak zwierząt innych, niż ptaki.
     Zmęczony długim lotem, postawił stopy z powrotem na ziemi. Zaczynało zmierzchać, toteż udał się na poszukiwanie bezpiecznego miejsca do przenocowania. Bujne korony drzew zasłoniły mu widok, prze co nie mógł sprecyzować miejsca, w którym wyląduje. Okazało się, że znowu zanurzył się w wodzie, teraz ciepłej, nagrzanej promieniami słońca. Przez to jeszcze wyraźniej było czuć jej zapach.
     Zaczerpnął głębszy wdech, gdy nagle to do niego dotarło. To nie woda, tylko whisky...

⸻⸻⸻

- Andy! Dobry Boże, ty jednak żyjesz! usłyszał głos swojej matki, przedzierający się do jego uszu w akompaniamencie rytmicznego pikania. Jak to? Skąd wzięła się jego matka?! Przecież przed chwilą siedział pod ścianą w kamiennej grocie, walcząc ze snem. A teraz znajdował się, jak domniemywał, w sali szpitalnej...
     Uchylając powiekę, dojrzał zarys postaci o ciemnych włosach, rzucającej mu się na szyję. Nie rozumiał całej tej sytuacji i chciał się dowiedzieć wszystkiego, co zaszło w ciągu ostatnich godzin. Nie omieszkał o tym wspomnieć wszystkim zgromadzonym.
- Jakiś idiota wyrwał ci butelkę z rąk i rozbił ją o twoja głowę! usłyszał głos Gretchen, która relacjonowała mu ich ostanie wyjście do baru. 
- Chwila... ‒ pomyślał. Przecież ostatnie co trzymał w ręku, to nie woda, tylko whisky...

Taki krótki gniotek z 2021 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz